Szanowni Państwo, z wielką przyjemnością pragnę poinformować, że wymyśliłem jak przyspieszyć postępowania sądowe. Pomysł mój jest prosty, a zarazem elegancki, gdyż elegancja z prostotą idą w parze. Co więcej proponowane rozwiązanie jest tanie, żeby nie powiedzieć darmowe. O dziwo nie zmierza również do ograniczenia prawa obywateli do sądu np. przez windowanie absurdalnie wysokich opłat sądowych celem ograniczenia ilości spraw. Gotowi? Zatem ujawniam.
Należy wpisać do kodeksu, że ma być szybko. A co mi tam, nie tylko „szybko”, bo to niedookreślone takie. Na pierwszej rozprawie ma się wszystko skończyć. Jedna rozprawa, wyrok i tyle.
Genialne, prawda? Musi być szybko, bo tak wynika z ustawy. Przewlekłe postępowanie jest niezgodne z prawem. Nie trzeba dofinansowywać sądownictwa, tworzyć dodatkowych etatów, upraszczać procedury, nic z tych rzeczy. Jedno zdanie i po sprawie.
Szkoda tylko, że ktoś to już wymyślił przede mną, a powyższe w zasadzie obowiązuje od lat… jak również, nie działa.
Art. 6 kpc
§ 1. Sąd powinien przeciwdziałać przewlekaniu postępowania i dążyć do tego, aby rozstrzygnięcie nastąpiło na pierwszym posiedzeniu, jeżeli jest to możliwe bez szkody dla wyjaśnienia sprawy.
Przepis ten funkcjonuje mniej więcej w tym zapisie od 1 stycznia 1965 roku. Nie pamiętam sprawy, w której rozstrzygnięcie rzeczywistego sporu nastąpiło na pierwszym posiedzeniu, chyba że mowa o kategorii spraw, w których windykator podaje „omyłkowo” adres pozwanej emerytki, jako ul. Wymyślona 123 m. 500+ (na szczęście rzetelny komornik ustala prawidłowy adres na etapie postępowania egzekucyjnego).
Natomiast, jak wiemy, dużymi krokami zbliżają się zmiany w procedurze. Już 7 listopada będzie jeszcze bardziej zapisane, że sprawa ma się zakończyć na jednej rozprawie. Oto nowy, specjalnie z tej okazji dodany, art. 206(1) kpc:
Rozprawę należy przygotować tak, aby nie było przeszkód do rozstrzygnięcia sprawy na pierwszym posiedzeniu na nią wyznaczonym. Więcej posiedzeń niż jedno wyznacza się tylko w razie konieczności, zwłaszcza gdy przeprowadzenie wszystkich dowodów na jednym posiedzeniu nie jest możliwe. W takim przypadku posiedzenia powinny odbywać się w kolejnych dniach, a jeżeli nie jest to możliwe – tak, aby upływ czasu pomiędzy kolejnymi posiedzeniami nie był nadmierny.
Oczywiście, w przypadku konieczności zasięgnięcia opinii biegłego postulat rozprawy „dzień po dniu” pójdzie prawie na pewno z automatu do kosza, ale co zapisano, to zapisano.
Proszę nie zrozumieć mnie źle. Mimo ewidentnie sarkastycznego tonu, w żadnym wypadku nie jestem przeciwnikiem usprawnień, czy też prób przyspieszania postępowań sądowych. Sam niemal każdego dnia narzekam na przewlekłość doprowadzającą do tego, że wynik postępowania przestaje mieć dla Klienta jakikolwiek praktyczny wymiar.
Pamiętam spór dotyczący budowy stadionu w Gdańsku na Euro2012, gdzie podwykonawca robót ziemnych zamiast żwiru i piasku znalazł w wykopie tzw. mogilnik, czyli zabetonowane odpady po przemyśle garbarniczym, których utylizacja kosztowała dodatkowych kilka milionów złotych. Spór dotyczył interpretacji kontraktu i zasadniczo sprowadzał się do tego, czy podwykonawca miał w ryczałcie wykopanie dziury i wydobycie czegokolwiek co znalazł, czy jednak tylko rzeczonego piasku i żwiru, jak to określono w dokumentacji, a to co ponad winno być dodatkowo płatne.
Piękna sprawa, w sam raz do rozstrzygnięcia na jednym posiedzeniu. Mamy kontrakt, mamy dwie rozbieżne interpretacje stron i teraz trzeba tylko rozstrzygnąć, która interpretacja jest prawidłowa. Tymczasem sprawa rozpoznawana była nie na jednym, a na kilku (jeżeli nie kilkunastu) posiedzeniach. Na poszczególnych terminach rozpraw wyznaczanych w interwałach średnio co trzy miesiące słuchaliśmy po dwóch, może trzech świadków na ewidentnie ważne dla rozstrzygnięcia okoliczności. Oto zatem przychodził operator koparki, który na pytania o to co się w zasadzie stało (co nie do końca było chyba jednak sporne pomiędzy stronami) odpowiadał mniej więcej tak:
– Kopaliście na tej budowie?
– Ano kopaliśmy.
– I co się stało jak kopaliście?
– No na beton natrafiliśmy taki.
– I co było dalej?
– No przebiliśmy ten beton.
– I co? Śmierdziało bardzo?
– Tak, śmierdziało.
– I dużo tego tam było?
– Dużo.
Pewnie nawet humorystyczne, o ile nie jest się podwykonawcą, który musiał zbankrutować w toku postępowania z powodu długów, które powstały w związku z koniecznością utylizacji tych odpadów. Na szczęście po paru latach i instancjach podwykonawca wygrał. Szkoda, że firmy już w zasadzie nie było.
Stąd też oczywiście, z zainteresowaniem czekam na implementację zmian. Jestem bardzo ciekaw, jak w praktyce podejdą do tego sądy. Doświadczenie uczy niestety, że nie wystarczy zapisać jak ma być, jeżeli nie da się ani faktycznie tego egzekwować, ani nie zapewnia się odpowiednich środków na implementację zmian. Kodeksowo, sąd powinien nadać klauzulę wykonalności na wyrok niezwłocznie, nie później niż w terminie 3 dni. Nagminnie czekam na nią dłużej, czasem nawet parę tygodni, a nawet miesięcy.
Możemy do Konstytucji wpisać, że żaden obywatel RP nie może być biedny, a potem w ustawie dodatkowo zakaz bycia biednym pod rygorem sankcji karnych i pozbawienia obywatelstwa, tylko czy to rzeczywiście rozwiąże problem biedy w Polsce?