Końcówka wakacji, zatem sezon odbywania lekko spóźnionych corocznych zwyczajnych walnych zgromadzeń wspólników/akcjonariuszy w spółkach wszelakich w pełni. Jak każdego roku kodeks spółek handlowych wymaga od właścicieli spółek dokonania szeregu rozliczeń, rozgrzeszeń i podsumowań.
Udziałowcy spotykają się zatem, aby (w teorii przynajmniej) porozmawiać o kondycji finansowej spółki, posłuchać o planach zarządu i podsumować dotychczasowe dokonania spółki. Zatwierdza się zatem sprawozdanie finansowe, sprawozdanie zarządu z działalności podmiotu i po takiej spowiedzi podejmuje decyzję, czy udzielić zarządowi rozgrzeszenia (skwitowania/absolutorium), czy też nie.
Wykształciła się przy tym w niektórych podmiotach ciekawa tendencja. Oto właściciele spotykają się, aby omówić uprzednio przygotowane dokumenty. Zatwierdzają sprawozdanie finansowe oraz zatwierdzają sprawozdanie zarządu. Często otrzymują również pozytywną opinię rady nadzorczej odnośnie pracy członków zarządu. Następnie zaś zapytani „czy udzielają zarządowi absolutorium?” odpowiadają z pełnym przekonaniem „nie wiem” i wstrzymują się od głosu nad uchwałą o udzieleniu skwitowania. Uchwała ta często nie ma żadnego pisemnego uzasadnienia. „Nie wiem” i już.
Ktoś by zapytał „no i co z tego?”. Prawdopodobnie niewiele, o ile nie jest się członkiem zarządu, któremu w związku z powyższym absolutorium nie udzielono.
Po co właściwie zarządowi to absolutorium? Są co najmniej dwa powody. Po pierwsze udzielenie absolutorium stanowi potwierdzenie prawidłowości wykonywania obowiązków (przynajmniej na podstawie dostępnych właścicielom danych), więc istotnie utrudnia dochodzenie od członków zarządu w przyszłości roszczeń odszkodowawczych z tytułu błędnych decyzji, działania na szkodę spółki etc. Po drugie przydaje się przy rekrutacji na stanowisko kierownicze w innej spółce. Tylko tyle i aż tyle.
Dlaczego właściciele w ogóle głosują na „nie wiem”? Czasami dlatego, że gdy spółka dołuje, to warto mieć w razie czego kogoś, na kogo można zrzucić za ten fakt winę. Ot takie proste, ludzkie trzymanie na innych haków. Nie głosujemy na „nie”, bo jeszcze nie do końca cokolwiek zarzucamy, ale wstrzymujemy się od głosu, żeby przypadkiem nie zwolnić z odpowiedzialności. Oczywiście jest to lekko obłudne, gdyż w tym głosowaniu głos wstrzymujący się, to de facto głos na „nie”, bo wlicza się go do głosów przeciw udzieleniu absolutorium. Na marginesie, takie głosowanie właścicieli nie stawia ich w zbyt dobrym świetle również dlatego, że w ten sposób jawnie stwierdzają, że nie wiedzą, czy ich firma jest dobrze zarządzana, czy też nie.
No tak, ale żaden przepis nie mówi, że mimo zatwierdzenia sprawozdań, pozytywnej opinii rady nadzorczej itp. właściciele muszą udzielić absolutorium. Żaden przepis nie wymaga również, aby swoją decyzję udziałowcy uzasadniali. Więc wszystko w porządku? No niestety nie do końca.
Uchwała nieposiadająca uzasadnienia, nieudzielająca absolutorium mimo istnienia ku temu obiektywnie uzasadnionych przesłanek może zostać uznana za nadużycie. Można również powiedzieć, że po ludzku jest to po prostu nie fair. Co ciekawe taki pogląd również znalazł swoje odzwierciedlenie w orzecznictwie.
Walne Zgromadzenie – jak wyjaśnia sąd – ma niezaprzeczalne prawo głosowania. Jednak – jak się przyjmuje – w tej sprawie doszło do nadużycia prawa podmiotowego przez głosowanie za nieudzieleniem absolutorium bez podania przyczyny takiego głosowania, bez możliwości wypowiedzenia się przez powoda w kwestii ewentualnych zarzutów przed podjęciem uchwały oraz wbrew opinii Rady Nadzorczej i jej wcześniejszej, pozytywnej dla powoda rekomendacji. […] Sąd pierwszej instancji odnotowuje wprawdzie, że art. 393 k.s.h. nie nakłada expressis verbis obowiązku uzasadnienia uchwały o udzieleniu absolutorium, jednak – jak ocenia – przepis ten wymaga poprzedzenia takiej uchwały rozstrzygnięciem w przedmiocie sprawozdania zarządu z działalności spółki oraz sprawozdania finansowego za ubiegły rok obrotowy. Zatem – jak się wywodzi – de facto i de iure przepis ten wymaga merytorycznego odniesienia się do pracy członków zarządu. Sąd zauważa przy tym, że w sprawie niniejszej do tego doszło, bo przyjęto oba sprawozdania, co ma jednoznacznie świadczyć o pozytywnej ocenie merytorycznej pracy zarządu. W tym świetle – jak się wywodzi – decyzja o braku skwitowania jest tyle pozbawiona merytorycznego uzasadnienia, co merytorycznie jest oczywiście nieuzasadniona, czyli co najmniej niezrozumiała jako niekonsekwentna.
Pokrzywdzony członek zarządu może zatem spróbować zawalczyć o swoje w sądzie, jeśli nie jest mu wszystko jedno, co ma w papierach. Można również powiedzieć, że morał jest taki, że trzymanie haków nie zasługuje na ochronę prawną oraz że może (i powinno) być zwalczane.